Bez kategorii, nauczyciel, refleksje, student

Czwórka z plastyki z życzeniami na 2020 w tle

Od bardzo dawna nosiłam się z zamiarem napisaniem tego, co myślę o szeroko rozumianym talencie i podejściu szkoły jako takiej do uczniowskich chęci i pasji. Zmotywowała mnie poniekąd Riennahera, publikując swoje noworoczne plastyczne wyzwanie, którego – choć w domowym zaciszu – nie omieszkałam się podjąć. No bo dlaczego nie, skoro lubię rysować? I właśnie ten argument powinien być wystarczający i na nim powinno by się zamknąć dyskusję na temat wspierania rozwoju talentów, jednak rozwinięcie swojej wypowiedzi byłabym chyba Czytającym winna.

Z tego miejsca przyznaję, że tak – naprawdę raz miałam czwórkę z plastyki na świadectwie. Było w tej czwórce coś, co wyryło się w mojej pamięci wyraźnie i niejako zaczęło stanowić o moim plastycznym ja. Nie przeszkadzało mi to wcale w uczęszczaniu na twórcze kółko w lokalnym Domu Kultury, braniu udziału w wystawach prac, a raz nawet otrzymałam wyróżnienie w konkursie na świąteczną kartkę. Nie była może dziełem sztuki, ale nie była też najbrzydsza ze wszystkich nadesłanych i komuś najwyraźniej się spodobała – może miała w sobie coś wyjątkowego? Istnieje też możliwość, że ktoś się nad moim wątpliwym talentem zadumał i zlitował, ale tego na szczęście wiedzieć nie muszę.

Bo w zasadzie, czy twórczość nie jest sprawą indywidualną? A nawet prywatną? Może skłaniać do refleksji, może też sprawiać radość, inspirować, drażnić albo irytować. Można też przejść obok tworu obojętnie, w końcu nie musi nam się podobać wszystko. Sztuka może być też dla samego twórcy terapią, może pomagać w rozwijaniu kreatywności, uspokajać myśli, pomagać w koncentracji. Nauczycielskim uzasadnieniem mojej czwórki było stwierdzenie (z nutką politowania), że „Zosia* ma piątkę, a ona to dopiero rysuje!”. A czy to nie jest tak, że każdy z nas jest inny? Czy nie o to właśnie chodzi, żeby się od siebie różnić? Zosia była jak Monet, mnie było bliżej do Picassa. Sztuka to nie tylko wiedza, ale też warsztat oraz ładunek emocji, którym ktoś z nami się dzieli. Emocje trzeba zrozumieć, a warsztat nabyć. Tym bardziej ktoś tego warsztatu powinien nas nauczyć. Dopiero potem można nam po cichu cokolwiek oceniać, choć gust nadal może być kwestią sporną. Jednak dzieci tego nie wiedzą, dzieci rezygnują, bo one słyszą tylko, że najwyraźniej nie mają jakiegoś talentu, że nie są wystarczająco dobre, że ołówek nie ten, że sukienka na scenę zła, że za mało, że nie tak.

Miałam lat niewiele, ale wtedy zrozumiałam, że nie będę nigdy Zosią – w końcu dorośli mają rację, czyż nie? Dorosła wersja mnie wie jednak, że Zosią ani być nie muszę, ani nie chcę. Jednocześnie zdaje sobie sprawę, że nie będę wybitną malarką, ale przecież tak naprawdę nigdy nie chciałam nią zostać. Chciałam po prostu dla siebie lepiej rysować.

Dorosła wersja mnie wie również, że są osoby mniej lub bardziej utalentowane, ale każdemu powinno dać się takie same szanse i wręcz wspierać nawet najmniejsze talenty, jeśli ich właściciele mają na to ochotę. Nie oszukiwać, nie obiecywać, ale dać przykład i pokazać realne możliwości. Dorośli studenci często przychodzą na zajęcia z brakiem wiary w siebie. Zasiadają w ławkach z przekonaniem, że nigdy się nie nauczą języka obcego, a ich blokada językowa wydaje się nie do przeskoczenia. Nauka języka zamiast być praktycznym zdobywaniem nowych umiejętności zamienia się u nich w męczarnię, usprawiedliwianą zasłyszanym kiedyś brakiem talentu do języków.

Problem jednak w tym, że talent do języków to również kwestia bardzo niejednoznaczna. Czasami ktoś po prostu szybko zapamiętuje, ktoś inny ma słuch muzyczny, kiedy indziej ktoś lotem błyskawicy dostrzega językowe zależności, ale brak tych zdolności nie dyskwalifikuje. Każdy może w jakimś stopniu nauczyć się języka obcego, choć wcale nie musi być wybitnym tłumaczem. Tak samo jak każdy może chcieć ćwiczyć rysowanie. Warto dać sobie szansę.

Chociaż ocenianie umiejętności językowych w porównaniu do plastycznych skłania się bardziej w stronę zero-jedynkowego wartościowania zdobytej wiedzy, warto chyba poza ocenami zostawić przestrzeń dla indywidualnych potrzeb i równie indywidualnie doceniać każdy postęp. Zauważać wielki talent, ale nie karać za sam jego ewentualny brak. Ponieważ bardzo trudno zagwarantować każdemu sukces, ale niezwykle łatwo zdemotywować, a nie od tego powinniśmy zaczynać.

Wraz z początkiem nowego roku życzę więc Wam, drodzy Nauczyciele, cierpliwości, niekończących się inspiracji i pomysłowości we wzbudzaniu u Waszych uczniów zainteresowania nauczanym przedmiotem. Nam wszystkim natomiast życzę też pogody ducha, wiary we własne możliwości i odrobiny szaleństwa w swoich pasjach. W końcu – jak nie teraz, to kiedy?

*zbieżność imion przypadkowa