Przetestowałam znaną aplikację do nauki języków i mówię, jak jest

Korzystałam z niej kilka lat temu, jak zrobiło się o niej głośno. Teraz testowałam ją przez cały sierpień i odrobinę września. Później sprawdzałam tylko w praktyce, czy i na ile da się skorzystać ze zdobytych w niej umiejętności. Nadszedł czas, żeby odkryć karty – co myślę, zarówno jako nauczycielka, jak i studentka. czytaj dalej

Zabezpieczone: #alejakto?!, czyli wyjaśniam homonimy w polskim i rosyjskim, cz. 1

Poniżej przedstawiam wyjaśnienie kilku popularnych par homonimów między językiem polskim a rosyjskim. Niech te pary znaczeń przestaną być frustrujące, a rozwiązanie zagadki pomoże je szybciej zapamiętać.

Oвощи, czyli warzywa kontra polskie owoce

To klasyczny przykład na to, jak mogą różnić się opinie w obrębie jednej rodziny! Owocami Słowianie dawniej nazywali wszelkie roślinne płody, a także sam proces ich wzrostu. Później nieco poróżnili się między sobą i Słowianie Zachodni (czyli m.in. my – Polacy) owocami nazywali tylko część dojrzałych, jadalnych roślin. Przy okazji na te „owoce natury”, które chętnie gotowaliśmy, zaczęliśmy mówić warzywa – od słowa warzyć, czyli „gotować”.

Słowianie Wschodni się obrazili i zrobili na odwrót, to znaczy owocami nazywali tylko nasze warzywa, a nazwę dla owoców pożyczyli sobie z napisów na skrzynkach z tymi importowanymi, egzotycznymi – proszę bardzo, oto фрукты!

A tak zupełnie na poważnie, Słowianie niczego między sobą nie ustalali, ani nikt się nie dąsał. Po prostu każdy z nas dokonał nieco innego wyboru, jeśli chodzi o nazywany obiekt lub zainspirował się innym obcym słowem. Przypadek. Dlatego jeszcze raz:

owoce – фрукты

warzywa – овощи

 

Стул to nie stół, ale blisko

Polskie stół i rosyjskie стол są wyrazami spokrewnionymi – oba pochodzą z jednego wspólnego słowiańskiego źródła i niosą to samo znaczenie, różnią się tylko nieco wymową i ortografią.

Na marginesie mówiąc, w tego typu parach o wspólnej historii łatwo zapamiętać, kiedy po polsku piszemy o z kreską – zawsze wtedy, gdy po rosyjsku wymienia się na o.

Zabawna jest też polska rodzina wyrazowa „stołu”. Wiecie, że kiedyś mały stół nazywano stolcem? Co ciekawe na stolcu siedział później król, bo stolec w staropolszczyźnie oznaczał „królewskie krzesło”. I tak, dobrze myślicie, od króla niedaleko już do tej podstawowej czynności każdego człowieka, bowiem słowo stolec zmieniło później swą formę na stołek, również jako stołek…z otworem w znaczeniu „naczynia do wypróżniania”. Zatem królewskość słowa stolec zachowana została jedynie w formie stolica, a z resztą nie chciała mieć nic wspólnego.

Niemniej, jak widzicie od słowa stół powstał wyraz stołek i to bardzo ważne w kontekście dalszych rozważań!

Rosyjskie słowo стул pojawiło się jako zapożyczenie z dialektów germańskich jeszcze w epoce staroruskiej, czyli w czasach średniowiecznych i oznacza „krzesło”. We współczesnym języku niemieckim można spotkać podobne słowo – Stuhl (tylko czytamy je obecnie przez „sz”). Również język angielski nie pozostaje obojętny ze swoim stool, czyli „stołek”. Dlatego akurat rosyjskie krzesło/stołek w odróżnieniu od polskiego nie ma absolutnie nic wspólnego ze słowiańskim stołem.

Ale może mieć coś wspólnego ze słowiańskim stolcem – Anglicy również określali „tron królewski” słowem stool. Do czasu aż pożyczyli z francuska słowo chair. Na szczęście nie rozwinęli innych znaczeń swojego stołka.

A wszystkie te słowa – stół, stołek, стул, cтол, Stuhl, stool – mogą mieć związek z praindoeuropejską (czyli taką najstarszą na naszym kontynencie) formą sta, oznaczającą czynność: „stać”. A to dowód na to, że kiedyś cały kontynent nieźle się dogadywał.

Неделя to aż siedem dni. Czy to taki długi weekend?

Kiedyś oba słowa (неделя i niedziela) oznaczały „dzień wolny od pracy” i wzięły się od prasłowiańskiego (czyli pierwszego wspólnego języka Słowian) słowa *ne delati, czyli „nie robić, nie pracować”. To słowo zapisujemy z gwiazdką, ponieważ nie mamy źródeł, które by potwierdzały, że tak właśnie było zapisywane. Jest to forma, którą zrekonstruowali naukowcy, zajmujący się historią języka i pochodzeniem słów – etymolodzy.

Trzeba było jednak jakoś odmierzać czas, dlatego Słowianie używali systemu, który polegał na liczeniu dni od jednej niedzieli do kolejnej (najwyraźniej już wtedy odliczano do weekendu! 😉 ) . W pewnym momencie w języku rosyjskim wyraz неделя zaczął oznaczać zarówno „siódmy dzień”, jak i „całość siedmiodniowego cyklu”. Po polsku zamiast mówić „niedziela”, mówiono „ten dzień” – mija ten dzień, znaczy, że mija 7 dni. I właśnie od tego wyrażenia powstała nazwa tydzień, a stare zwyczaje zachowały się w odmianie słowa: tydzień, tygodnia (czyli „tego dnia”), itd. W ten prosty sposób Polacy mieli już dwa określenia.

W rosyjskim zmiana nazwy siódmego dnia tygodnia nastąpiła nieco później. Żeby nikomu się nie myliło, czy to jeden dzień czy siedem, pożyczono z języka staro-cerkiewno-słowiańskiego wyraz воскресенье, który w cerkwi dotyczył tylko jednej niedzieli w roku – niedzieli Zmartwychwstania. Przeniesiono jednak to znaczenie na wszystkie niedziele i w ten sposób rozwiązano problem: неделя została „tygodniem”, a воскресенье „niedzielą”.

Obecnie odróżnia się te dni za pomocą ortografii: воскресенье – pisane małą literą i z miękkim znakiem to zwykła niedziela, z kolei Воскресение – pisane dużą literą i przez и zamiast miękkiego znaku, to niedziela Zmartwychwstania.

Dlaczego osoby rosyjskojęzyczne śpią na dywanie?!

Rosyjski wyraz диван („kanapa, tapczan, sofa”) i polski dywan mają to samo źródło, jakim jest język perski. Droga pożyczek wyglądała następująco:

język perski pożyczył słowo językowi arabskiemu, a arabski przekazał je dalej do języków tureckich, które udzieliły pożyczki Słowianom i dalej Europie zachodniej.

Dywanem oryginalnie nazywano organ doradczy sułtana, ale też pomieszczenie, w którym ten zespół ludzi się spotykał. A ten konkretny pokój pokryty był dywanami, łącznie z podium, na którym zasiadała rada. Polakom spodobały się te tkaniny na tyle, że zainspirowali się nazwą miejsca, żeby nazwać jakoś to, co kładli na podłodze i wieszali na ścianie. Co ciekawe, cała reszta Europy skoncentrowała się bardziej na tym, że rada na tych tkaninach siedziała. Stąd w angielskim możecie spotkać słowo divan ben, czyli „łóżko”, a we francuskim divan – „sofa, szezlong”. Rosjanie, znowu przez modę na wszystko co francuskie, pożyczyli sobie to słowo właśnie z kraju croissantów i żab.

Уродливый znaczy brzydki, choć to żadne podwójne standardy!

Polskie słowa uroda/urodziwy oraz rosyjskie урод/уродливый („ktoś brzydki/brzydki”) mają wspólny rdzeń (to znaczy podstawę wyrazu): ród (pl) i род (ru). Mimo to ich finalne znaczenie wynika z dwóch zupełnie odrębnych historii i współczesne podobieństwo jest raczej wynikiem przypadku.

W polskim najpierw było słowo ród, później stworzyliśmy od niego czasownik rodzić (się), następnie dodaliśmy „u”, żeby podkreślić, że to czynność zakończona – urodzić (się). Od tego czasownika powstał urodzaj (bo coś „się urodziło”, mamy jakieś plony i to jest oczywiście dla nas pozytywna wiadomość), a następnie uroda, czyli…coś pięknego (na przykład piękno tegoż urodzaju).

W rosyjskim początek jest podobny. Był wyraz род, od którego powstał czasownik родить(ся) („rodzić się”) i, jako że na Rusi również mówiono tak o plonach, z tego, nomen omen, narodziło się słowo урожай, czyli „urodzaj”.

Jeśli chodzi o urodę, to mamy problem oparty na pisowni. Rzecz w tym, że dawniej cyrylica miała więcej liter, które następnie zostały z niej wykreślone. Dlaczego? Dlatego, że dźwięki (głoski), które reprezentowały te litery albo przestały istnieć albo upodobniły się do innych, a nikt nie potrzebował dwóch różnych liter dla jednej głoski. Jedną z nich był tzw. „jus wielki”, który wyglądał tak: Ѫ, a brzmiał podobnie do polskiego „ą”. I właśnie ta litera stała na początku słowa урод/yродливый, co początkowo prawdopodobnie mogło brzmieć jak [ąrod/ąrodliwyj].

Nosowe dźwięki ą/ę wymarły w innych językach słowiańskich (aktualnie są tylko w polskim), a staroruska litera Ѫ zaczęła brzmieć jak „u” i po jej wykreśleniu z alfabetu słowo zaczęto zapisywać już przy pomocy tej nowej litery – урод zamiast ѫрод. Fałszywy przyjaciel powstał więc niechcący, jedynie pod wpływem zmian fonetyczno-ortograficznych.

 

Jako ciekawostkę dodam, że słynna firma kosmetyczna Uroda, rozpoczynając eksport swoich produktów na wschód, zmieniła nazwę na Pollena, nie chcąc narażać się na straty finansowe, w razie gdyby nikt nie chciał kupować produktów firmy …„Brzydal”. Z czasem nikt się już nie przejmował i pierwotna nazwa wróciła na salony. W końcu żarówki pewnej popularnej firmy też nie splajtowały, a wręcz szybko dały się zapamiętać 😉

Skąd się biorą „fałszywi przyjaciele”?

„Fałszywi przyjaciele tłumacza” to potoczne określenie dla par międzyjęzykowych homonimów, to znaczy słów, mających takie samo brzmienie lub taką samą pisownię, ale różne znaczenia w dwóch (lub więcej) dowolnych językach.

Takie pary mogą występować między językami, które nie są ze sobą spokrewnione. Może być to kwestia przypadku, szczególnie jeśli języki rozwijały się w dużej odległości od siebie – coś po prostu brzmi nam bardzo podobnie. Lecz może to być też kwestia korzystania z jednego źródła, na przykład, kiedy języki europejskie „pożyczały” słowa z łaciny albo greki, ale niekoniecznie w tym samym celu. Zdarza się też, że na początku cel pożyczki jest ten sam, ale z czasem (jest to proces zwykle bardzo długi) ludzie zaczynają nadawać słowu inne znaczenie i w ten sposób finalnie wyrazy będą się różnić między sobą. czytaj dalej

O wielokulturowości przy okazji Halloween

Nic nie jest w stanie przestraszyć człowieka tak, jak jego własna niewiedza. Nie są mu wcale potrzebne żadne demony.

A gdyby tak częściej i odważniej mówić: „sprawdzam!” i ze świętym spokojem zjeść cukierka?


Photo by Providence Doucet on Unsplash

Chociaż czasy się zmieniły, grozi się palcem przy „amerykańskim święcie” duchów tak samo, jak dwadzieścia kilka lat temu. Nie zapomnę, jak nie pozwolono nam zrobić w szkole lampionu z dyni, żebyśmy czasem nie przywołali nieczystej mocy i broń (jakikolwiek) Boże nie szerzyli zła wśród kolegów. czytaj dalej

Minimalizm a nauka języków (nietypowa recenzja „Goodbye things”)

Sięgnęłam po „Goodbye, things” japońskiego autora Fumio Sasaki zachęcona opiniami pewnej amerykańskiej influencerki. Wystarczyło przeczytać kilka fragmentów w publikowanych przez nią relacjach, a już dałam się namówić tej, poniekąd, reklamie – miałam ochotę pójść na całość. Tylko…czy warto było szaleć tak? czytaj dalej

Kocie historie językowe, których nie znacie

Zapewne każdy uczący się języków zdążył zauważyć, że słowo kot wygląda tak podobnie w wielu z nich.  Kot, cat, kat, Katze, gato, chat, kate albo kakis różnią się pojedynczymi głoskami, a wymawianie tych słów jednym ciągiem brzmi jak donośna dyskusja kupców na średniowiecznym targu na temat pierwszeństwa w posiadaniu kotów. Średniowieczny targ to, zdaje się, niezbyt sprzyjające kotom okoliczności, ale o tym później. Czy jednak hipotetyczna kłótnia handlarzy miałaby rację bytu? Czy któryś europejski język posiadał kota wcześniej niż pozostałe? czytaj dalej

Rozstania i powroty, czyli moje relacje z niderlandzkim

Jako filolog, glottodydaktyk i człowiek, który zna kilka języków chciałabym dać Wam dziś złotą radę w kwestii wyboru języka obcego. Prościej nie będzie: wybierzcie język, którego uczy się mało osób, żeby nie mieć konkurencji. Jednocześnie niech będzie to język, którego uczy wiele osób, żebyście mogli łatwo znaleźć nauczyciela, nauczyć się szybko i skutecznie. I jeszcze tanio, tanio niech będzie! czytaj dalej