Bez kategorii, popularne, student

Po co nam te zapożyczenia, skoro mamy swój język?!

„Kiedy zadowolony z siebie skończył pisać odpowiedź do burzliwej dyskusji w Internecie, tradycyjnie już sięgnął po stojącą obok flaszkę, żeby dać upust emocjom i niejako przypieczętować dowód słuszności swych racji, przechylił ją raptownie i ze zdziwieniem spostrzegł, że nie ma w niej śladu alkoholu. Odstawił ją więc na taboret i wygodnie ułożył się w swoim hamaku. Obudził go dopiero hejnał, brzmiący gdzieś w oddali z krakowskiego Rynku i chlust wody wprost ze szlaucha sąsiadki, która akurat w samo południe postanowiła nawodnić swój trawnik. – Niech zakręci ten swój hydrant! – Syknął i przewrócił się na drugi bok…”

Powyższy, zupełnie wyrwany z kontekstu i nieco dziwny fragment mógłby stanowić początek jakiejś dłuższej opowieści, jednak w tym przypadku posłuży nam jedynie za przykład. W jakim języku został napisany? Bez chwili zwątpienia odpowiecie, że w polskim. A gdybym powiedziała Wam, że w tym fragmencie sporo jest słów nie do końca polskich, znaczy…obcych?

Przyzwyczailiśmy się już do nich i nie zastanawiamy się specjalnie nad ich pochodzeniem, ponieważ są częścią naszej codzienności, niczym się już nie wyróżniają. Jednak słowa takie jak, na przykład, flaszka, alkohol, hamak, taboret czy szlauch nie są rdzennie polskie. Język polski „pożyczył” je sobie dawno temu, uzupełniając tym samym lukę w swoim leksykonie. Flaszka i szlauch przyszły do nas z języka niemieckiego, taboret wzięliśmy od Francuzów, hamak przybył do Europy zza oceanu – najbardziej prawdopodobną teorią lingwistyczną jest ta, która mówi o jego karaibskiej etymologii (z języka Indian Taino), a alkohol jest rdzennie arabski – al-kuhl (podobnie zresztą jak wiele słów, choć oczywiście nie wszystkie, z prefiksem al- ; algebra, alchemia. Brzmi znajomo?). Ach, no i oczywiście hejnał – może i krakowski, ale leksykalnie bliżej mu do Węgier.

 

No dobrze – moglibyście powiedzieć – to w takim razie zamiast flaszka mówmy po prostu butelka!

Rzeczywiście, butelka wydaje się być lepszym wariantem, szczególnie z uwagi na fakt, że słowa flaszka używamy najczęściej w potocznym znaczeniu (flaszka wódki). Jednak czy butelka będzie tym pożądanym przez nas „prawdziwie polskim” słowem, którego tak szukamy? Niestety ona również była kiedyś zapożyczeniem – została onegdaj zapożyczona z języka francuskiego. Chcąc użyć polszczyzny wypadałoby nazwać ten przedmiot szklanym naczyniem na wodę, tylko czy nie zrobimy tego już teraz z nutą niepewności? I czy wypowiedzenie tego stwierdzenia nie będzie zbyt czasochłonne?

 

Tak, wiem – teraz już czujesz się zagubiony.

Żeby zrozumieć, jak to działa, musimy wrócić do korzeni. Języki istnieją od tysięcy lat. Kiedyś łatwiej było nam porozumiewać się między sobą, ponieważ różnice między poszczególnymi grupami języków były znacznie mniejsze. Z czasem jednak stopniowo odcinaliśmy się od siebie i każdy poszedł w swoją stronę, rozwijając swój język w obrębie swojej społeczności. Mimo wspólnego praindoeuropejskiego mianownika , każdy język zmieniał się na miarę własnych potrzeb i możliwości do tego stopnia, że przestaliśmy się rozumieć. W międzyczasie jednak rozkwitł handel, a historia nieubłaganie odciskała swoje piętno na mapie, co raz to przesuwając granice państw. Społeczeństwa nieco się mieszały, więc mieszały się też słowa. Wymienialiśmy się tkaninami, jednocześnie zdobywając nowe nazwy. Wtedy jeszcze o tym nie wiedzieliśmy, ale dziś potrafimy świadomie określić – to były właśnie zapożyczenia, których teraz tak często się obawiamy.

 

Jak widzisz, zapożyczenia nie są niczym nowym i wbrew obiegowym opiniom wcale nie są tylko słowami pożyczonymi z amerykańskiej popkultury, które miałyby psuć nasz język.

Rzecz w tym, że trudno mówić o degradacji czy pozytywnym rozwoju języków. Możemy mówić o ich neutralnym rozwoju, a najlepiej mówić, że po prostu się zmieniają. I zmiany te dotyczą również zapożyczeń. I możemy patrzeć na ten proces z niesmakiem, ale możemy też przyglądać się z zainteresowaniem temu, co się dzieje. Bo dla nas – językowców – jest to z reguły szalenie ciekawe.

Oczywiście, możemy podejść do zagadnienia konserwatywnie (choć i tutaj nie mam pewności, czy, biorąc pod uwagę historię języka, nie zaprzeczymy sobie sami tym konserwatyzmem) i starać się z zapożyczeniami walczyć, próbując używać polskich zamienników, ale czasami się nie da.

 

Dobrą w tym wszystkim wiadomością jest to, że zapożyczenia zazwyczaj przechodzą przez filtr języka docelowego, ulegając różnorodnym modyfikacjom i stając się bardziej „swojskimi”.

Zobacz, na przykład z języka angielskiego przyszedł do nas computer, jednak my, konsekwentnie, nadaliśmy mu polskie brzmienie i polską ortografię – komputer.

Choć zaakceptowaliśmy skrót USA (moglibyśmy zawsze mówić SZAP), nie zaakceptowaliśmy angielskiej wymowy – każdy z nas przeczyta [U-ES -A].

Z kolei do skrótu CD (ang. compact disc) dodaliśmy naszą polską płytę i od razu zabrzmiało lepiej, prawda?

Kiedy zapożyczamy słowa, mamy kilka możliwości. Możemy zapożyczyć wszystko jak jest (pisownię, wymowę, znaczenie), ale to rzadkość, bo zwykle zapożyczenie spolszczamy: albo coś w słowie zmieniamy (np. ortografię i wymowę) albo tworzymy kalkę, tzn. dosłownie tłumaczymy słowo (por.: pol. światopogląd, niem. Weltanschauung, gdzie die Welt to świat, a anschauen oglądać, die Anschauung – pogląd).

 

Dlaczego jednak w ogóle to robimy?

Po pierwsze często kupujemy produkt razem z opakowaniem, więc zapożyczamy słowo razem z nowym zjawiskiem czy przedmiotem. Czasem nie opłaca się wymyślać nowego terminu, jeśli proponowany oryginalnie nam odpowiada. Mieliśmy telefon komórkowy, ale później przyszedł smartphone, który delikatnie zmodyfikowaliśmy i ostatecznie został u nas w wersji smartfon. Nie byliśmy na niego językowo gotowi, nie mieliśmy naszego odpowiednika.

Mogliśmy oczywiście zaszaleć i powiedzieć: Stop! Niech będzie bystry telefon komórkowy. Ale…czy to nie brzmi trochę śmiesznie? Mało z tego – jest piekielnie długą nazwą (już telefon komórkowy, będący nota bene kalką od cell phone, sprytnie skróciliśmy do komórki), a od zarania dziejów użytkownicy dowolnego języka dążą do jego ekonomii, bo ma się nam mówić przede wszystkim wygodnie. Chcemy mówić krótko.

Po trzecie, chcąc nie chcąc, zapożyczenia wzbogacają nasz język, dodają do słownika synonimów, dzięki czemu mamy w czym wybierać – butelka, flaszka, małpka, półlitrówka…

 

Kiedy walczyć, a kiedy dać sobie spokój?

Zwróć uwagę, że nasi dziadkowie czy pradziadkowie też denerwowali się na zmiany w języku. Denerwowali się na słowa, które dla naszego pokolenia są już neutralne. Jeśli więc jesteś zagorzałym przeciwnikiem zapożyczeń, musisz mieć świadomość, że jeśli słowo się przyjmie i stanie się językową normą, to niewiele będziesz mógł już z tym zrobić.

Z drugiej strony wydaje się, że powinniśmy być nieco bardziej czujni i nie przepuszczać do poprawnego języka wszelkich błędów. Niemniej jednak i błędne formy lubią się przyjmować. Ile razy aplikowałeś na jakieś stanowisko? Ile razy w ciągu epidemii nominowałeś kolegę do jakiegoś działania?

Aplikować, aplikacja czy nominować, nominacja to anglicyzmy, które stały się niezwykle modne dzięki Internetowi. I oba te słowa, choć funkcjonujące jako zapożyczenia w języku polskim od dawna, zmieniły (zmieniają) nagle znaczenie.

Do tej pory mówiliśmy o aplikacji adwokackiej lub o aplikacji leku. Nagle aplikujemy, tzn. zgłaszamy swoją kandydaturę, głównie do pracy/studiów/programu. Z kolei nominacja jak na razie powinna być jedynie używana w znaczeniu nominowania kogoś do jakiegoś tytułu, nagrody, tymczasem wirujące w sieci zaproszenia sprawiły, że zaczęliśmy tą nominacją rzucać komuś wyzwania. Mnie tam podoba się „rzucanie wyzwania”, nie widzę potrzeby zmiany na „nominację”. Jeśli jednak to znaczenie zostanie uznane za poprawne, zacznę je akceptować.

Na szczęście na oficjalne zmiany w języku trzeba, jak zwykle, czasu.


Jeśli zainteresował Cię temat zapożyczeń, pamiętaj, że zawsze możesz posłużyć się słownikiem wyrazów obcych, a pochodzenie różnych słów możesz sprawdzić w słownikach etymologicznych:

  • Wielki Słownik Etymologiczno-Historyczny PWN (pod red. K. Długosz-Kurczabowej)
  • Słownik Etymologiczny Języka Polskiego (pod. red. A. Brucknera)

*W tekście pojawiły się moje zdjęcia ekspozycji „Pojęciokształty” Stanisława Dróżdża, znajdującej się w krakowskim Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK. 


Jeśli dowiedziałeś się czegoś nowego, polub, skomentuj albo udostępnij ten post.

Pomóż innym się dowiedzieć! <3