Co skrywa torba lektora, a czego wcale nie musi
Ostatnio naszła mnie taka refleksja, że my, lektorzy języków, od samego początku niemało na siebie bierzemy, a niekiedy nawet przez to cierpimy. Najpierw w szkole, potem na studiach, kiedy odkrywamy, że pasjonuje nas słowo jako takie i to jest właśnie ta dziedzina, w którą chcemy się zanurzyć bez opamiętania, jednak bywa, że z czasem zaczynamy gorzej widzieć i w ogóle, częściej patrzeć w dół pod ciężarem zwiększającego się garbu. A później, pełni nadziei, bo oto zaczyna się nowy etap naszej filologicznej drogi, wyruszamy do pracy, niczym na misję, by móc dzielić się swoją wiedzą i pasją z innymi. I dźwigamy. Wszystko, co tylko się da.